Znajomi i sąsiedzi mówili o nim, że dobrze wychowany, kulturalny, uczynny, wrażliwy - jeździł na grób swojego pieska, posadził tam nawet kwiaty. Na zdjęciach z prokuratorskich akt wygląda jak filmowy amant. Ciemne, zaczesane do góry włosy, biała koszula, krawat, dobrze skrojona tweedowa marynarka.
Zajmował się szeroko pojętymi "interesami", ale nikt dokładnie nie wiedział, z czego tak naprawdę żyje. Krążyły pogłoski, że w czasie wojny kolaborował z gestapo, a po wojnie przypuszczano, że współpracuje z UB, co zapewniało mu nietykalność. Nikt nie wierzył, że Władysław Mazurkiewicz może być bezwzględnym zabójcą. Gdy go zatrzymano krążyła pogłoska, że zamordował aż trzydzieści osób.
Jego proces elektryzował w latach pięćdziesiątych cały kraj, pisał o nim nawet Marek Hłasko. Wszyscy się głowili: jak to się stało, że morderca mógł działać bezkarnie przez kilkanaście lat?